Świeżo ufilcowaną czapkę dla skrzata - pacynki prezentuje Froda. Skrzat, jeszcze bezimienny, siedzi na razie w mojej głowie i cierpliwie czeka na zmaterializowanie...
Frodzia była cierpliwą modelką
Długo dojrzewałam do tego szala, szczerze mówiąc nie bardzo wiedziałam jak się dobrać do silk lapsów... Pierwszy problem pojawił się w trakcie rozdzielania silk lapsowych warstw - nie mogłam sobie z tym poradzić! Jedwab zaczepiał się o wszystko, co było w zasięgu, a głównie o szorstką (jak się okazało) skórę na dłoniach. Nie wytrzymałam! Odpuściłam sobie filcowanie na kilka dni, a w międzyczasie otrzymałam kilka bezcennych rad od Diany, za które jeszcze raz serdecznie dziękuję! Potem poszło jak z płatka i powstał taki oto szal.
Po raz pierwszy o karkonoskim smoczysku imieniem Krak przeczytałam w książce autorstwa Urszuli i Aleksandra Wiącków pt. „Legendy Karkonoszy i okolic”. Smok miał zamieszkiwać Czerwoną Jamę, żerować w rzece Kamiennej, a dokładnie w miejscu zwanym Czarną Topielą (pod wpływem ciężaru stwora utworzyła się tam głęboka na pięć metrów dziura). Krak nie był groźny ani złośliwy, nie ział ogniem i nie porywał ludzi, ale jego potężne rozmiary, niezgułowatość i bijący od niego, niemiły zapach nie przysparzały mu sympatii okolicznych mieszkańców (legenda głosi, że jeśli ktoś znalazł się w zasięgu jego cuchnącego oddechu, dostawał pomieszania zmysłów, albo od razu padał trupem…). Smoka zgładził Karkonosz, który dość miał narzekań ludzi zamieszkujących jego królestwo. Uwięził go w jego własnej kryjówce: kiedy Krak wszedł do jaskini, Duch Gór zamknął wejście olbrzymim głazem. Smok - chcąc się uwolnić - począł drapać pazurami skalne ściany, a także, co mu się wcześniej nie zdarzało, ziać ogniem. Zginął w płomieniach. Ślady po nim do dziś można oglądać w Czerwonej Jamie: białe minerały (kwarc) to jego kości, czerwone (pegmatyt) są jego skamieniałą krwią.